Polskie forum o 30 Seconds To Mars
Może to ta późna pora mnie uaktywniła, albo za dużo przesłuchanej muzyki dzisiaj, ale zorientowałam się, że nie pisnęłam słówkiem o moich wrażeniach z 1 czerwca :3
Właściwie do momentu koncertu wszystko odbywało się w pośpiechu. Chciałyśmy z koleżankami (dzięki dla Was! ) przybyć odpowiednio wcześniej, żeby obczaić przyjemną miejscówkę, ale nastąpiły czasowe komplikacje i zdążyłyśmy niemal na styk. Po dojściu na miejsce odsapnęłyśmy pod daszkiem, a ja już psychicznie przygotowywałam się na HIM. W końcu nadeszła ta chwila - oto trzeba przebrnąć przez nieskończone połacie ludożernego błota. Odwlekałyśmy to trochę, widząc namiastki na naszych butach w zaledwie chwilę od wejścia na teren festu, ale jak się chce widzieć, to nie ma opcji i trzeba brnąć do przodu.
Skończyło się na tym, że znalazłyśmy sobie całkiem przyjemne stanowisko (błoto everywhere) we względnym oddaleniu od sceny, zastanawiałam się nawet, czy oberwałybyśmy w razie czego błotnym pogo. Tak się radośnie złożyło, że dzień, dwa dni wcześniej nad terenem kampusu padał obfity deszcz, a miejsce pod sceną zupełnie przypadkiem znajduje się w niewielkim wgłębieniu, tak więc... Chyba dopiero fani HIM udeptali ziemię na tyle, by przypominała gładką powierzchnię, toteż na 3 Doors Down podreptałyśmy trochę bliżej.
Koncert HIM określiłabym najpierw "za krótki", a potem zaczęłabym wzdychać z uciechy, bo panowie zdecydowali się zagrać niektóre z moich ulubionych kawałków, jak "Passion's Killing Floor" czy "It's All Tears" (co w sumie nie było dla mnie tajemnicą, bo przed koncertem podejrzałyśmy setlistę ), ale i tak bezcennie jest usłyszeć to na żywo. Wielkie poderwanie się tłumu w mojej okolicy nastąpiło na "Join me" i "The Funeral of Hearts", chociaż muszę przyznać, że ogólnie publiczność była wdzięczna, dookoła siebie słyszałam śpiewane teksty piosenek (co mnie ucieszyło, bo zazwyczaj wyję sama i nie ma mnie kto zagłuszać) a scenę na moment przysłoniły mi kartki na "Tears on Tape" I niedaleko siebie widziałam urokliwą polską flagę. Naprawdę podobał mi się ten koncert, mogłabym stać tam i słuchać ich godzinami, tylko co jakiś czas ktoś musiałby mnie szczypać by udowodnić, że to nie sen. Bo właściwie przez te dni przed koncertem wydawało się to wciąż nierealne; a tu bum! 1 czerwca, czas się przygotować, wziąć coś w miarę przeciwdeszczowego (jak dobrze, że wzięłam mocne buty, jak dobrze! I tak walczyłam o nie z błotem) i zapakować się do autobusu. A na scenę wychodzi HIM. Tak, jakby przyjeżdżali do Polski codziennie, naturalnie. Wszystko takie naturalne. I tylko co jakiś czas uśmiechałam się do siebie, jakbym za chwilę miała obudzić się z pięknego snu
Żyć by tworzyć i tworzyć, by żyć.
Offline