Polskie forum o 30 Seconds To Mars
Mars Army
ale tak po prostu, na wejściu, czy muszę się pofatygować do jakiegoś specjalnego punktu? i dziękuję
8.11.2011, Łódź - I will never forget. Dreams come true.
Offline
Mars Army
ok dzięki sorry, że tyle pytam, no ale mój pierwszy koncert w życiu i nie orientuję się kompletnie w niczym, a nie chcę wyjść na idiotkę już na miejscu. mam nadzieję, że jakoś ten punkt informacyjny znajdziemy
Ostatnio edytowany przez Deadly Angel (2011-11-04 18:52:30)
8.11.2011, Łódź - I will never forget. Dreams come true.
Offline
Spoko DA Kto pyta nie błądzi. Ale pamiętaj że każdy koncert jest inny, więc może trzeba będzie troche pokombinować Ale nie ty jedna będziesz potrzebować zgody
I'm not crazy. My reality is just different than yours.
Offline
No dokładnie, ja także potrzebuję takiej zgody.
Btw, podałybyście mi swoje numery tel. na priv? Żebym mogła was jakoś odnaleźć pod atlasem.
I od razu ze swoimi imionami, żebym się ich wyuczyła.
ORGASM.
Offline
Life on Mars
2/3 DNI !!!!
Ten czas tak szybko zleciał...
___________________________________________________
8.11 Łódź - 30 Seconds To Mars
Night of my life!
Offline
Na priv napisz do kogo chcesz mieć, to Ci podeślą.
Dobra, ja mam koma doładowanego i bede go mieć pod ręką. Kto będzie miał jakiś romans do mnie to dzwonić. Bez odbioru.
P.S. Ktoś widzi długie, siwe włosy -> to ja, zeby nie było :E
Ostatnio edytowany przez Nacudja (2011-11-05 22:38:28)
I'm not crazy. My reality is just different than yours.
Offline
Beautiful Disaster
ok, ja również jestem do dyspozycji ale z N. będziemy pewnie razem więc wiecie.
jak coś to mam darmowe smsy i rozmowy do Play
no i jak zawsze... nie mam pojęcia kiedy ten czas od pamiętnego 1 sierpnia tak zleciał odliczanie z Wami to była przyjemność
Ostatnio edytowany przez justimagination (2011-11-05 23:33:43)
'dreaming dreams no mortal ever dared to dream before...'
Offline
Ja swoją podróż już wczoraj rozpoczęłam. W Łodzi Kaliskiej miałam przesiadkę...i aż mnie ciary przeszły jak zbliżałam się do stacji Łódź Kaliska, gdy mym oczom się ukazała AA a w uszach na mp trójeczce poleciał "echelon". Zaciesz na twarzy ogromny Nie mogę się już doczekać jutra
All I want Is a little of the good life All I need Is to have a good time
Offline
Ludzie, byłam dzisiaj pod Areną i ogólnie to wygląda tak, że jest 26 wejść, któe prowadzą na poszczególne trybuny.
Jak się zeszło schodami w dół, to było tam duże wejście, tzw. Poziom 0, dla vipów. Zastanawiam się czy nie to wejście jest właśnie dla osób, które idą na płytę. o , O
No i tutaj kieruję prośbę do osób, które idą siódmego i mają bilety na płytę. Czy po koncercie moglibyście napisać na forum jak to wszystko było? Którym to wejściem wchodzą osoby na płytę?
Byłabym zajebiście wdzięczna
ORGASM.
Offline
Mars Army
kurwa, ja już nie wyrabiam. mam takie nerwy, żejapierdole. jestem podjarana całkowicie
i mam pytanie: czy uważacie, że jeżeli będę tam na 18:30 to zdążę? bo od 3 godzin się wykłócam z rodzicami, że to za późno, ale oni jak zwykle swoje. ja już nie wiem. nie chciałabym żeby okazało się, że wejdziemy w połowie koncertu.
ps. tak dla przypomnienia - mam sektor.
Ostatnio edytowany przez Deadly Angel (2011-11-07 16:35:55)
8.11.2011, Łódź - I will never forget. Dreams come true.
Offline
Fan
Ja już nie mogę się na niczym skupić, ciągle myślę tylko o koncercie, na dodatek jeszcze wczorajsze EMA. Już się nie mogę doczekać, ale boję się co zrobię jak już zobaczę AA na własne oczy. Pewnie zwariuję
Deadly Angel, myślę, że zdążysz. Od 18 wpuszczają, a koncert zaczyna się o 19. Tzn supprot xD
Ja będę pewnie przed 18 czyhać na glowsticki o ile coś dla mnie zostanie
Offline
Life on Mars
To już
DZISIAJ !!!!!!!!!!!!!!!!
Odliczanie z Wami to była czysta przyjemność! DZIĘKUJĘ!!!!
___________________________________________________
8.11 Łódź - 30 Seconds To Mars
Night of my life!
Offline
Adventure seeker
Oczekiwanie było, odliczanie zakończone, życzę miłej zabawy na dzisiejszym koncercie i czekam na (sensowne ) relacje
Offline
Mars Army
widzę, że jako pierwsza pieprznę jakąś relację. no trudno, muszę to napisać, bo po prostu aż mnie od środka rozpierdala
więc zacznijmy od tego, że od samego początku miałyśmy zajebiście wielkie szczęście. z koleżanką, wujkiem i ciocią przybyliśmy pod Arenę około 18:30. kolejka do wejścia była kilometrowa, już od razy wpadłam w panikę, że będziemy tam stać, marznąć 3 godziny i z koncertu nici. ale na szczęście, niespostrzeżenie udało nam się wcisnąć na sam początek kolejki. po prostu stanęliśmy przed jakimiś dziewczynami, one chyba w ogóle nawet nic nie zauważyły. weszliśmy, kolejek do szatni nie było żadnych, oddałyśmy kurtki i wyruszyłyśmy na poszukiwanie naszego sektora. z tym też nie było większego problemu. zeszłyśmy, zajęłyśmy nasze miejsca, obczaiłyśmy co i jak - nie było źle.
byłyśmy jeszcze wcześnie, więc czekałyśmy pół godziny aż cokolwiek zacznie się dziać. zgasły światła, na scenę wyszedł support i zaczęło się obmyślanie jakby tutaj się dostać na płytę. wkurwiło mnie strasznie to, że przez cały koncert zapełnione było 1/3 płyty, ochroniarze spokojnie mogli spuścić ludzi z sektorów, ale byli tak nadęci i beznadziejni, że aż szkoda gadać na płycie zmieściło by się spokojnie drugie tyle ludzi. już miałyśmy z koleżanką pierdolnąć parktoura przez barierki i po prostu myknąć jakoś cichaczem, ale nie udało się. nie miałyśmy możliwości, ochrona cały czas bacznie obserwowała co się dzieje. szkoda, bo nasz rząd był dosyć nisko, i gdyby wpuścili, to na pewno by nam się udało. wkurwiło mnie to strasznie, ale dobra. powiedziałam sobie, że to nasz pierwszy koncert, na razie obczajamy co i jak, a następnym razem płyta będzie nasza, choćby nie wiem co wracając do koncertu - support moim zdaniem był słaby. nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale radość i energia rozpierdalały mnie od środka. miałam ochotę zacząć skakać i szaleć, razem z tymi ludźmi na płycie. wtedy w końcu dotarło do mnie, że naprawdę tam jestem i moje marzenia się spełniają. tego uczucia nie da się opisać
po supporcie kolejna przerwa 30 minutowa, nie ruszyłyśmy tyłków z miejsca, bo bałyśmy się, że przegapimy początek. nie słusznie, jak się okazało, bo w tym czasie zdążyłybyśmy 10 razy pójść do toalety, po coś do picia, do jedzenia i generalnie pozwiedzać całą Arenę. no cóż, trudno się mówi.
kiedy zgasły ostatecznie światła, usłyszałam dźwięki Escape i głos Jareda to myślałam, że wybuchnę z radości. ku mojemu zdumieniu ani się nie popłakałam, ani nie zemdlałam... być może dlatego, że byłam na sektorze i nie widziałam wszystkiego dobrze. mój organizm jest dość wymagający jeżeli chodzi o reagowanie na różne atrakcje
akcja z balonami nie wypaliła, w każdym razie ja tego nie zauważyłam. więcej tych balonów latało na supporcie. gdyby się tak zastanowić, po nie wypaliła żadna akcja... szkoda, ale od początku wiedziałam, że te pomysły są słabe i raczej nie przejdą.
po Escape było NOTH. niektórzy już wtedy zaczęli szaleć, ja rozkręciłam się dopiero po jakichś 4 piosenkach. skakałam, darłam się, jednym słowem robiłam co w mojej mocy. jedna laska za mną nie była chyba zbytnio zadowlona z mojego jakże "pięknego śpiewania", bo powiedziała, że skoro boli mnie gardło, to może niech przestanę śpiewać ale olałam ją totalnie, bo przecież nie przyszłam na koncert żeby stać i się gapić, tylko szaleć
z czasem było jeszcze lepiej. bezcenne "pierdol się" Jareda i inne jego liczne teksty, widok napierdalającego Shannona, ogólnie usłyszenie ich na żywo było epickie. nie przeszkadzało mi to, że grali tylko kawałki z TIW, nie przeszkadzało mi Hurricane na telebimach, nie przeszkadzało mi również to, że koncert w Łodzi był taki sam jak w Wilnie (z tego co czytałam). żałuję, że ANI RAZU nie udało mi się zobaczyć Toma. Shannona owszem, Jareda również, ale Tomcia ani widu, ani słychu ucieszył mnie fakt, że większość prześpiewał Jared, nie publiczność. przynajmniej tak jest w moim postrzeganiu.
to był mój pierwszy koncert, pierwsze tak wielkie emocje w moim życiu, dzień, którego na pewno nigdy nie zapomnę. nie udało mi się spotkać z żadnymi znajomymi z internetu, ale trudno się mówi. przy następnym koncercie może uda się to nadrobić wspomnienia na całe życie, jestem przeogromnie szczęśliwa, że tam byłam. jest mi tylko przykro, że to już po. nie ma do czego odliczać i powróci szara, nie-magiczna codzienność, bez oczekiwania na jakieś wielkie wydarzenie
dzięki temu koncertowi mój kryzys został zażegnany i wielka miłość do Marsów powróciła, co potwierdziło fakt, że ona nie zginie. cieszę się, bo wiążę z tym zespołem wiele wspomnień i mimo wszystko, kocham ich jak cholera
to by było na tyle, rozpisałam się trochę, pozdrawiam wszystkich, którym chciało się to czytać (zapewne nie wielu ).
Ostatnio edytowany przez Deadly Angel (2011-11-09 10:02:58)
8.11.2011, Łódź - I will never forget. Dreams come true.
Offline